|
1.
Dalekie echa
Był wczesny poranek jesienny 1944 roku. Pociąg wlókł się powoli i kiedy rano zatrzymał się, ujrzeliśmy ogromne jezioro. Wisiała nad nim w powietrzu październikowa mgła, która jeszcze bardziej utrudniała orientację w nieznanym krajobrazie. Pomału wstawało słońce, zanikała mgła i na tablicy peronu zobaczyliśmy nazwę stacji: Lötzen. Pociąg potoczył się jeszcze kilkaset metrów i cały skład zatrzymał się tuż nad Niegocinem. Ludzie wychodzili z wagonów, rozglądali się, niektórzy usiłowali gotować na rozpalonych ogniskach kawę. Wkrótce zaczęli zjeżdżać okoliczni bauerzy i właściciele dużych majątków ziemskich. Szacowali poszczególne rodziny rozłożone ze swym skromnym bagażem wzdłuż torów kolejowych i po załatwieniu jakichś prostych formalności zabierali ludzi do swoich gospodarstw. Zgłosił się po nas niejaki
Faltin z pobliskiego Biestern, odległego tylko 3 km od miasta, i powierzył nam pieczę nad swym stadem liczącym kilkadziesiąt sztuk bydła. Mimo dziecięcego wieku musieliśmy być mu bardzo
potrzebni, gdyż w drodze do swego majątku wysadził nas ze swej polowej jednokonnej bryczki i wskazał pasące się krowy po lewej stronie szosy prowadzącej do Orzysza. Miałem trzynaście lat, Heniek – jedenaście. Pastucha zabrał do innej roboty.
Odtąd wypasanie bydła stało się naszym codziennym zajęciem. Nie zawsze sobie radziliśmy z tym dużym stadem. Zdarzało się, że pojedyncze krowy uciekały wzdłuż torów kolejowych do samego Giżycka. Goniłem je zmęczony i niekiedy dopiero na peronach dworca udawało się je zawrócić przy pomocy podróżnych oczekujących na pociąg. Pod wieczór starą bryczką polową zajeżdżał na pastwisko Stach Dąbrowski z żoną, zdejmował dzbanki do mleka i rozpoczynali udój. Pierwsze mleko wlewał do głębokich dekli, z których obaj z Heńkiem piliśmy z apetytem. Łąki i pola Faltina przylegały bezpośrednio do Wielkich Jezior. W kierunku południowym i wschodnim rozchodziły się z Giżycka tory kolejowe do Orzysza (Arys), Ełku (Lyck) i Olecka (Treuburg). Wtedy po raz pierwszy usłyszałem nazwę tego miasta, oczywiście w brzmieniu niemieckim. Czasy były niespokojne, wyczuwało się atmosferę napięcia charakterystyczną dla frontowego zaplecza. Na platformach pociągów towarowych, jadących na wschód, widać było działa, czołgi i inny sprzęt wojskowy, pomalowany na kolor ochronny. W październiku wywiązały się zażarte walki o Gołdap. Miasto zajęli Rosjanie, później odbili je Niemcy. Ruch kolejowy był duży i pasąc bydło przy torach obserwowaliśmy nie tylko transporty sprzętu wojskowego, lecz słyszeliśmy nieraz jęki rannych wywożonych na tyły. W górze operowało lotnictwo, zwłaszcza po zapadnięciu zmroku. Artyleria niemiecka szukała reflektorami aparatów nieprzyjacielskich i otwierała ogień. W tym czasie ruszyła fala uchodźców z przygranicznych powiatów pruskich. Długi sznur wozów pokrytych brezentowymi budami posuwał się spod Wydmin i Orzysza w kierunku Giżycka. Wielojęzyczna rzesza ludzi różnych nacji umacniała stanowiska obronne tzw. giżyckiego rejonu umocnionego, którego pozycję ryglową stanowiła twierdza Boyen. Jednakże pod koniec jesieni sytuacja na froncie wschodnim ustabilizowała się i nastała przysłowiowa cisza przed burzą. Tylko sowieckie lotnictwo zwiadowcze operowało nadal w rejonie Giżycka, a w Puszczy Boreckiej partyzanci i zwiadowcy coraz śmielej penetrowali przyfrontowe tereny. Wtedy właśnie wielu niemieckich bauerów z przygranicznych powiatów udawało się osobiście lub wysyłali swoich ludzi do opuszczonych pośpiesznie podczas październikowej ewakuacji gospodarstw, by wywieźć stamtąd część pozostawionego majątku. Jednym z nich był Franek, który zatrzymywał się w Biestern w drodze powrotnej spod Treuburga, gdzie znajdowała się posiadłość jego gospodarza. Nazwa tego obcego miasta powtarzała się wielokrotnie w czasie rozmów prowadzonych nad Niegocinem z tym młodym Polakiem, który ratował mienie swojego pryncypała. Na jego polecenie wracał kilkakrotnie do opustoszałej strefy przyfrontowej w okolicy Treuburga, ale niebawem te wypady ustały, gdyż ruszyła styczniowa ofensywa radziecka i my także znaleźliśmy się na zatłoczonych szosach w długim korowodzie konnych pojazdów zdążających na zachód. Dowódca IV armii niemieckiej, generał Hossbach, widząc oskrzydlenie swych wojsk od północy i południowego zachodu, nie chciał chyba – wbrew rozkazowi Hitlera – bronić giżyckiego rejonu umocnionego i zarządził odwrót ku przeprawom na dolnej Wiśle. Trudno bowiem przypuszczać, ażeby ze swoją siłą, mając oparcie w twierdzy Boyen, nie mógł utrzymać się dłużej. Przez giżycki przesmyk między jeziorami Niegocin i Kisajno, zaryglowany dotąd potężną twierdzą, przelewała się po jej upadku 25 stycznia sowiecka piechota na zachodnią stronę Wielkich Jezior Mazurskich, skąd parła szosami w kierunku Kętrzyna i Mrągowa.
W długich kolumnach wozów i uciekinierów znaleźli się także byli mieszkańcy powiatu oleckiego, którzy według relacji ostatniego starosty Treuburga – Waltera Tubenthala – w liczbie 28 tysięcy osób opuścili w trzeciej dekadzie października swoje miejsce zamieszkania i osiedli właśnie w okolicy Mrągowa.
Kiedy wiosną 1945 roku przybyli na ich miejsce nad Legą nowi osadnicy, nie bardzo wiedzieli, jak nazwać swoje miasto. Wątpliwości i dezorientacja natury onomastycznej towarzyszyły w miesiącach powojennych także nowym władzom powiatowym. Świadczą o tym dokumenty z pierwszych tygodni ich urzędowania: „Starostwo Powiatowe w M a r g r a b o w e j dn. 3 maja 1945 r. M a r g r a b o -w o, dnia 3 maja 1945 roku. Zaświadczenie. Obywatel Czesław Dudanowicz pracownik Starostwa Powiatowego w M a r g r a b o w i e w związku z wykonywaniem
obowiązków służbowych uprawniony jest do swobodnego poruszania się na terenie powiatu m a r g r a b o w s k i e g o. Władze cywilne i wojskowe proszone są o okazywanie obywatelowi Dudanowiczowi Czesławowi w razie potrzeby wszelkiej pomocy. Ważne do dnia 30 czerwca 1945 roku. Starosta Powiatowy (Janusz Srzednicki)”.
I inny dokument wystawiony w tym samym czasie:
“Starosta Powiatowy Margrabowski. Nr 20. M a r g r a b o w o, dnia 31. IV. (!) 1945 r. Zaświadczenie. Ob. Hołownia Józef urodzony dnia 25. V. 1899 r. w Sawonie pow. Stołpce przybył w dniu 30 kwietnia 1945 r. na stałe zamieszkanie do wsi E r- l e n t a l powiatu m a r g r a b o w s k i e g o wraz z rodziną, składającą się z żony Heleny lat 42 oraz dzieci: Emila lat 16, Edwarda, lat 13. Kuzyn Dubicz Michał ur. 22. II. 1905 r. ”.
Już w połowie czerwca tego samego roku, a więc zaledwie sześć tygodni później, na dokumentach kancelarii starostwa widnieje pieczęć z nową nazwą powiatu: Starostwo Powiatowe w Olecku. Tą nazwą posługuje się również Powiatowy Oddział Państwowego Urzędu Repatriacyjnego.
O ile stara nazwa Margrabowa miała uzasadnienie w odniesieniu do miasta, któremu została nadana w akcie lokacyjnym w 1560 roku przez ówczesnego władcę Prus Książęcych – księcia Albrechta – i używana była niezmiennie do roku 1928, to jej przeniesienie na cały powiat było niewątpliwie nieporozumieniem wynikającym z nieznajomości dziejów lokalnego nazewnictwa i historii przejętego powiatu. Ale też nowa nazwa, którą nadano miastu – O l e c k o – musi
budzić wątpliwości przy głębszej refleksji historycznej: nigdy, aż do roku 1945, nie nazywano tak miasta nad Legą. Najpierw używano jej w stosunku do dworku myśliwskiego z czasów krzyżackich na wzgórzu nad jeziorem, później – gdy starostowie książęcy przenieśli tu swoją siedzibę ze Stradun – zaczęto ich nazywać starostami oleckimi. Zbudowany zamek w połowie XVII wieku na miejscu dawnego pałacyku wraz z przyległym folwarkiem i zabudowaniami nosił nadal tę nazwę, która przylgnęła do całego okręgu – starostwa i powiatu.
To rozróżnienie nazwy miasta i powiatu utrwalały miejscowe gazety adresowane do mieszkańców całego okręgu – „Das Oletzkoer Kreisblatt” (Tygodnik Obwodu Oleckiego) i „Oletzkoer Zeitung”. Tę ostatnią dopiero w latach trzydziestych zastąpiono niemiecką nazwą – „Treuburger Zeitung”.
Mimo to już w XIX wieku używano niejednokrotnie wymiennie obu nazw, co powodowało nieraz zamieszanie w terminologii. Chcąc wyjaśnić ostatecznie tę kwestię ustalono oficjalnie w 1830 roku, że miasto nosić będzie nazwę Marggrabowa, a powiat – Oletzko. Kiedy jednak w roku 1879 ruszyła kolej na linii Gołdap–Olecko–Ełk, dworzec kolejowy otrzymał również nazwę Oletzko. Dopiero wskutek zarządzenia dyrekcji kolei Prus Wschodnich od 15 października 1884 roku miejscowa stacja otrzymała urzędową nazwę Marggrabowa, gdyż przesyłki wysyłane raz do Margrabowej – pocztą – innym razem do Olecka – koleją – nie zawsze trafiały do adresatów. Jedynie ten wątpliwy precedens kolejowy mógłby wyjaśniać dzisiejszą nazwę miasta, które Niemcy dla uczczenia swego zwycięstwa w plebiscycie nazwali w roku 1928 Treuburg.
Minęło prawie dziesięć lat od czasu, gdy o zmierzchu styczniowego dnia 1945 roku opuszczaliśmy Biestern przy odgłosach dział artyleryjskich, dochodzących ze wschodu. Zapowiadały one nową epokę w historii Prus Wschodnich. W dużej czytelni biblioteki uniwersyteckiej daleko od Giżycka spotkałem dziewczynę, o której mówiono, że jest „Zolecka”. Wkrótce jednak wyjaśniło się nieporozumienia: pochodziła z O l e c k a.
Nie przypuszczałem wtedy, że nazwa tego miasta ma coś wspólnego z Treuburgiem Franka, który zajeżdżał do nas w Biestern jesienią 1944 roku, i że ja sam niedługo zamieszkam w tym mazurskim miasteczku niedaleko miejsca przymusowej pracy w majątku Faltina.
Widoki znad Legi Ryszard Demby Olecko 2002
|
|