|
18. Plebiscytowe refleksje 11 lipca 1920 roku ludność Mazur i Warmii miała rozstrzygnąć w powszechnym
głosowaniu, czy przyłączy się do odrodzonej po latach niewoli Polski, czy też
pozostanie nadal w Rzeszy Niemieckiej. To historyczne wydarzenie, do którego doszło
wskutek decyzji zwycięskiej koalicji nad Niemcami w czasie wojny światowej, budziło
u jednych nadzieję, u innych poczucie zagrożenia. Jakie myśli i refleksje może
budzić po latach wśród mieszkańców Olecka przebieg i wynik plebiscytu w tym
przygranicznym powiecie: zdumienia, zawodu, goryczy ?
Na ogólną liczbę 28 625 głosów oddanych w tę lipcową niedzielę tylko dwa padły za
Polską. Jeden w Połomie i jeden w Kleszczewie. Pozostali opowiedzieli się za
pozostaniem w państwie niemieckim, a ściślej – w Prusach Wschodnich, gdyż na
kartach wyborczych widniał napis „Ostpreussen”.
Rudolf Grenz w swej książce „Der Kreis Treuburg”, wydanej w 1971 roku w Lubece,
chcąc uzmysłowić swoim czytelnikom rozmiary odniesionego przez Niemców zwycięstwa w
powiecie oleckim, proponuje ustawienie obok siebie dwóch kolumn. Jedna z nich
miałaby wysokość wieży kościelnej wynoszącej 28m, 62cm i 5mm; druga, obrazująca
rezultat, jaki osiągnęła strona polska, odpowiadałaby dwumilimetrowej szerokości
zapałki.
Jest faktem bezspornym, że mieszkańcy tej ziemi nie widzieli dla siebie w roku 1920
widoków na przyszłość w państwie polskim i nawet argumenty przytaczane przez
historyków polskich nie wyjaśniają całkowicie jednoznacznej opcji miejscowej
ludności. To prawda, że plebiscyt odbył się w okresie dla Polski bardzo
niekorzystnym, że ruch polski promieniował na te przygraniczne tereny bardzo słabo
z odległego Pomorza i Wielkopolski; prawdą jest także to, że około 40% uprawnionych
do głosowania w powiecie stanowili tzw. Abstimmungsgäste – goście plebiscytowi,
którzy wrócili na czas głosowania w rodzinne strony zza Łaby jako emisariusze
niemczyzny. Dużą rolę w rywalizacji o głosy wyborców odegrał sprawnie działający
pod kierownictwem Emila Buchholza niemiecki komitet plebiscytowy w Olecku, który
zorganizował 115 kół „służby ojczyźnianej”, skupiających 17 tysięcy członków.
Organem wspierającym ich poczynania stała się wychodząca od roku 1884 w Olecku
gazeta – „Oletzkoer Zeitung”, która swój wysiłek propagandowy skierowała na
zwalczanie „kreciej roboty Polaków”. Polacy rozpoczęli swoją działalność w powiecie
oleckim z dużym opóźnieniem, gdyż dopiero z chwilą przybycia do Olecka na początku
1920 roku przedstawicieli Mazurskiego Komitetu Plebiscytowego – Zakrzewskiego i
Rubacha. Ośrodkiem pracy Komitetu stał się zakupiony przy pomocy Banku Mazurskiego
w Szczytnie dom u zbiegu ulic Zamkowej i Górnej, nazywany Domem Polskim lub
„Polonią”. Kierownikiem Mazurskiego Komitetu Plebiscytowego w Olecku został
Władysław Wesołowski, którego później zastąpił Franciszek Milewski, Mazur spod
Olecka. Jego zastępcą i administratorem „Polonii” był Wilhelm Malaszewski, Mazur z
Połomu, który zetknął się z polskim ruchem na robotach w Westfalii. W czasie tak
niekorzystnego dla strony polskiej układu sił i możliwości oddziaływania na
społeczeństwo przybył do Olecka z ramienia Komisji Międzysojuszniczej, mającej
nadzorować przebieg plebiscytu, angielski major W. M. Powell z nielicznym sztabem.
Nie przybyli natomiast, w przeciwieństwie do innych powiatów, zapowiedziani
żołnierze alianccy (w Ełku np. Włosi). Major Powell, który nie reagował na
codzienne przejawy terroru ze strony bojówek niemieckiej Heimatverein, pod wpływem
nalegań przedstawiciela strony polskiej – Macieja Derengowskiego – sprowadził dla
„obrony Polaków”... oddział niemieckiej straży granicznej, który został
zakwaterowany w baraku przy stacji kolei wąskotorowej. Pamiętajmy bowiem, że o ile
np. na terenie rejencji olsztyńskiej władzę w tym okresie przekazano przynajmniej
formalnie w ręce komisji alianckiej, to w Olecku, należącym do rejencji w Gąbinie,
pozostawała ona nadal w rękach niemieckich.
Obok czynników administracyjnych, propagandowych i wyznaniowych (członkiem
niemieckiego komitetu plebiscytowego był m. in. miejscowy pastor) presję na ludność
miasta i powiatu wywierały warunki ekonomiczne.
W rękach niemieckich właścicieli znajdowały się duże majątki ziemskie, zakłady
przemysłowe, firmy handlowe oraz instytucje finansowe. Wielorakie powiązania i
zależności ubogiej ludności mazurskiej od lokalnych potentatów, dysponujących
środkami finansowymi, nie zachęcały z pewnością do manifestowania postaw
przeciwnych ich politycznej wizji.
Dlatego też analizując przygotowania z obu stron do plebiscytu odnosi się wrażenie,
że niemiecka akcja była niewspółmierna do oczekiwanego zagrożenia ze strony
przeciwnej i wskutek tego stawała się bezwzględna i brutalna.
Dla odtworzenia atmosfery tamtych dni oddajmy głos Siegfriedowi Lenzowi w jego
powieści „Muzeum ziemi ojczystej”, gdzie ukazuje nastroje mieszkańców literackiego
Łukowca (Ełku):
“Jak daleko odeszliśmy od siebie, pokazało się w każdym razie w lecie wielkiego
plebiscytu, w lipcu dwudziestego roku, gdy machający na powitanie bersalierzy
(żołnierze włoscy) zajęli z marszu Łukowiec, by na polecenie zwycięskich mocarstw
czuwać nad tym, aby każdy Mazur bezpiecznie mógł się zdecydować, czy ma przynależeć
do Polski, czy do Niemiec. U nas, w dużym domu nad zakolem rzeki, przesiadywała
połowa łukowieckiego Heimatvereinu, szykując tak zwane bramy tryumfalne, malując
ojczyźniane hasła na plakatach, splatając wieńce z listowia, by obwiesić nimi
wszystkich ludzi na dworcu, którzy przyjeżdżali z daleka po to tylko, by jako
rdzenni Mazurzy oddać swój głos. Cóż to był za nastrój!...W dole nad jeziorem
układano stosy drewna na tryumfalne ogniska. Nasze pomniki, czy to z lanego żelaza,
brązu czy kamienia, obwieszano wieńcami.
Najskuteczniej działał chyba wuj Adam, ruchliwy kret, grzebiący w naszej
przeszłości: sięgał głęboko do muzeum ziemi ojczystej, wyciągał dokumenty,
powoływał się na niepowtarzalne świadectwa historyczne; co drugi dzień na dwóch
szpaltach przedstawiał w łukowieckiej gazecie jakieś świadectwo wraz z wiarygodną
fotografią. Służył najstarszymi świadectwami lennymi, cytował przywileje, nadawane
przez królów pruskich, próbował przeciwstawiać obyczaje niemieckie polskim.
Wszyscy, którzy czytali rubrykę wuja Adama, mogli się dowiedzieć, że nawet ozdobna
stolnica świadczy za Niemcami. Wszędzie ufność w swoje siły, demonstracyjna pewność
zwycięstwa: Już my im pokażemy. Panowało niemalże współczucie wobec polskich haseł,
nawołujących do zjednoczenia z Warszawą...”
Podobnie było w Olecku, ale znacznie gorzej. Nie stacjonowali tu, jak wspomniano,
żołnierze alianccy z ramienia Komisji Międzysojuszniczej, nie było też, tak jak w
Ełku, żywej jeszcze tradycji walki o polskość Mazur, którą tam kształtowała u
schyłku XIX wieku Mazurska Partia Ludowa i jej prasowy organ – „Gazeta Ludowa”.
I tu dochodzimy do sprawy najistotniejszej dla wyników lipcowego plebiscytu –
świadomości narodowej Mazurów. Ukształtowały ją długie stulecia współżycia z
Niemcami na pruskiej ziemi: wspólna nauka w niemieckiej szkole, wspólna modlitwa w
ewangelickim kościele, służba wojskowa i przelewana razem krew w prowadzonych przez
królów pruskich wojnach, wreszcie – więzi zacieśniane coraz bardziej w
organizacjach gospodarczych, kombatanckich, społecznych i sportowych. W świadomości
tej głęboko było zakorzenione przywiązanie do rodzimej swojskości, mazurskiego
obyczaju i języka. Poczucie separatyzmu regionalnego i sentyment do stron
ojczystych silnie oddziaływały na wyobraźnię mieszkańców Mazur; umiejętnie
wykorzystywali te nastroje Niemcy, przeciwstawiając na kartach plebiscytowych
Polsce nie całą Rzeszę Niemiecką, lecz Prusy Wschodnie.
Warto dodać, że w umysłowości Mazurów dużą rolę odgrywało przywiązanie do dynastii
królewskiej Hohenzollernów, nawyk podporządkowania się wobec silniejszego i
uległości w stosunku do władzy państwowej, charakterystyczny dla mentalności
niemieckiej. Krótko mówiąc, świadomość narodowa Mazurów była chwiejna, słabsza od
poczucia solidarności mieszkańców wspólnej prowincji. Chłop mazurski bardziej czuł
się w Prusach Wschodnich jedynie Mazurem, obcym wprawdzie Niemcom, ale też nie
utożsamiał się z Polakami, od których dzieliły go wyznanie i tradycja historyczna.
Wybierał więc skromne życie na ziemi swych przodków, przekładając je nad niepewność
w nowych warunkach, których akceptacja stała w sprzeczności z jego konserwatywnym
usposobieniem. Stąd też mieszkańcy Margrabowej i innych miejscowości powiatu
ostentacyjnie przekraczali bramy tryumfalne trzymając kartki plebiscytowe z napisem
„Ostpreussen”. Niewielu było odważnych, którzy ośmielili się zamanifestować własne
stanowisko, przeciwne zdecydowanej większości. Nawet ci, którzy głosowali bez
przekonania, oddali swój głos za niemiecką ojczyzną, obawiając narazić się
zwycięzcy, który groził zemstą.
Historia zadrwiła okrutnie z tych ludzi, przedłużając pasmo ich dziejowego dramatu.
Owi Raffalscy, Olschewscy, Michalzik, Jeworrek i wielu innych, którzy przybyli
przed wiekami na tę ziemię z pobliskiego Mazowsza, zdziesiątkowani przez epidemie i
wojny, odgrodzeni kordonem granicznym od kraju swych przodków, ulegli powolnej
germanizacji. I kiedy Polska po długich latach niewoli próbowała nieśmiało
wyciągnąć do nich rękę, ta ręka zawisła w powietrzu; pomoc i zainteresowanie ich
losem okazały się spóźnione. Wtopili się w społeczeństwo niemieckie i podzielili
jego los opuszczając jesienią 1944 roku swoje rodzinne strony. Euforia zwycięstwa
plebiscytowego zamieniła się ćwierć wieku później w piekło na zatłoczonych szosach
podczas styczniowej ofensywy sowieckiej. Ci sami ludzie, którzy głosowali w
udekorowanym ratuszu na wzgórzu kościelnym w Olecku, już dziś nie odwiedzają
swojego miasta nad Legą. Przyjeżdżają ich dzieci w podeszłym wieku. W imię ludzkiej
solidarności i zmiennych kolei losu okażmy im zrozumienie i życzliwość, nawet gdy
tego od nas nie oczekują.
Widoki znad Legi Ryszard Demby Olecko 2002
|
|